Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/358

Ta strona została uwierzytelniona.

porwały się hurmem, rozbijając się o sieci zagrody, wyciągając łby i żałośliwie pobekując...
— Czekajcie — uspakajał je Jan — ochlejecie się, ile wlezie!
Ustawiono odrazu koryto i napełniono je za pomocą drewnianego rowka; że zaś rowek przeciekał kapkę, psy wychlipywały wnet wodę z ziemi, niecierpliwiając się, tak samo jak Soulas i pastuszek, którzy przypadli do rowka, pijąc wprost z niego. Cała trzoda poszła koleją; słychać było tylko przelewanie się zbawczego płynu, bulgotanie go w przełykach ludzi i bydląt, uszczęśliwionych, że mogą się nim ochlapać i opić.
— Jak tu już jesteście — rzekł podochocony Soulas — moglibyście mi pomódz przesunąć dalej zagrodę.
Jan i Tron zgodzili się. Na wielkich ścierniskach przewędrowywało stado na coraz inne miejsce, nie pozostając na jednem dłużej niż dwa albo trzy dni, tyle właśnie czasu, ile było potrzeba, aby owce obstrzygły wszystkie dzikie trawy. System ten dawał nadto korzyść użyźniania gruntu, kawałek po kawałku. Podczas kiedy owczarz i oba jego psy pilnowali owiec, dwaj parobcy, z pomocą chłopaka, wyciągali, wbite w ziemię, zakrzywione pale i przenosili ogrodzenie o pięćdziesiąt metrów dalej, gdzie znów je umocowywali, rozpinając na nich siatkę dokoła obszernego czworoboku, na który owce schroniły się odrazu same, niezapędzone, zanim jeszcze zagroda zdążyła być całkiem zamknięta.
Soulas, pomimo podeszłego wieku, pchał energicznie naprzód swoją budę, ciągnąc ją na nową zagrodę. Wskazując na Jana, zwrócił się z zapytaniem do jego towarzysza:
— Co mu się stało u paralusza?... Wygląda, jakby grzebać miał samego Pana Boga?...
Widząc, że chłopak zwiesił smutnie głowę, zgnę-