Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/399

Ta strona została uwierzytelniona.

jemiołuszki nawet po skowronkach. Rzadko używał fuzji, której wystrzał zbyt głośno rozlegał się wśród równiny. Znał nawylot wszystkie staje kuropatw, trzepoczących nad lucerną i koniczyną, znał miejsce i porę, w której pisklęta, obezwładnione sennością, zwilgłe rosą, dają się chwytać ręką. Miał udoskonalony lep, rozmazywany po gałęziach, na przepiórki i skowronki, strącał deszczem kamyków gęste chmary pliszek, nawianych, zdało się podmuchem wichrów jesiennych. Tak sprawnie w ciągu dwudziestu lat kłusownictwa wytrzebił zwierzynę w okolicy, że ani jeden królik nie przemknął już przez gąszcze krzewów na zboczach przybrzeżnych nad Aigrą, co do wściekłości doprowadzało myśliwych. Wymykały mu się zające jedynie, dość rzadkie zresztą tutaj, uciekające swobodnie po przez równinę, gdzie niebezpiecznie było uganiać się za niemi. Myśl o tych kilku zającach w Borderie prześladowała go nieodstępnie, gotów był zaryzykować więzienie bodaj, byleby postrzelić którego od czasu do czasu. Ilekroć widział go Fouan, przewieszającego fuzję przez ramię, powstrzymywał się od towarzyszenia mu: za wielkie to już ryzyko, złapią go kiedyś przy tem, jak amen w pacierzu.
Musiało się na tem skończyć. Rzec należy, że Hourdequin, doprowadzony do wściekłości trzebieniem zwierzyny na swoich gruntach, wydał jak najsurowsze rozporządzenia polowemu Bécu, który, nie mogąc wytropić szkodnika, przyczaił się na całą noc pod stertą. O świcie zbudził go nagle odgłos wystrzału, tak bliskiego, że łuna ognia zamigotała mu tuż przed oczami. To Hjacynt, czatujący z ukrycia za kopicą słomy, postrzelił w biegu zająca.
— A, to ty, psiakrew! — wrzasnął gajowy, chwytając opartą o stóg fuzję, którą Hjacynt odstawił na moment, aby podnieść zająca. — A, kanaljo jedna, powinienem był domyśleć się tego odrazu!
W szynkowni, spici, pokładali się razem, w polu wszakże nie mogli spotkać się bezkarnie; polowy czy-