Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/482

Ta strona została uwierzytelniona.

stego i naturalnego, o czem wszyscy zdawali się zapominać.
— No, a te pięćset franków odszkodowania za grunt, zabrany pod budowę szosy?
Kozioł zerwał się na równe nogi, oczy omal nie wyskoczyły mu na wierzch, usta rozwarły się szeroko. Nie mógł nic na to odpowiedzieć: wziął pieniądze, musi oddać połowę. Na to niema rady. Przez chwilę zdawał się jeszcze szukać w myśli, czy jednak nie znajdzie jakiego wybiegu, nie mogąc wszelako wpaść na żaden, rzucił się nagle we wściekłem zapamiętaniu z pięściami na Jana.
— Ty, przeklęty łajdaku, to ty zepsułeś całą naszą zgodę!.. Gdyby nie ty, żylibyśmy wszyscy społem w dobrej przyjaźni, jak się patrzy!
Jan, milczący dotychczas bardzo rozsądnie, zmuszony był bronić się.
— Nie zaczepiaj, bo lunę!
Franusia i Lizka zerwały się z miejsc, stając każda przed swoim mężem.
Twarze ich rozpłomieniała wzrastająca w ciągu tak długiego czasu nienawiść, zakrzywione w szpony palce gotowe były do zdarcia paznogciami skóry z przeciwniczki. I napewno zawrzałaby bójka ogólna, której ani Starsza ani Fouan nie zdawali się starać zapobiec i w trakcie której fruwałyby w powietrzu włosy i czepki, gdyby notarjusz nie stracił nareszcie zawodowej swojej flegmy.
— Cóż, do stu tysięcy djabłów! Nie możecie poczekać, aż znajdziecie się na ulicy? Żółć człowieka zalewa, że nie umiecie dojść do zgody bez brania się za łby!
A kiedy wszyscy, dygocąc wciąż jeszcze, uspokoili się nieco, dodał:
— Zgodziliście się?.. Co?.. Dobrze, w takim razie zakończę rachunk z opieki, podpiszecie je, a potem przystąpimy do sprzedaży domu, żeby skończyć już z tem raz wreszcie... Idźcie teraz, a radzę wam,