Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/490

Ta strona została uwierzytelniona.

Widząc, że niema rady, zaczęła Liza z furją pakować się do wyprowadzki. Od trzech dni oboje z Kozłem przenieśli dużo rzeczy, narzędzi i większych statków do sąsiadki, matki Frimat; musieli jednak być przygotowani na eksmisję, ułożyli się bowiem ze starą kobietą, która, żeby dać im czas do rozejrzenia się, odnajęła im swój dom, zbyt obszerny dla niej, zachowując sobie jedynie izbę paralityka — męża. Meble i inwentarz sprzedane były razem z domem, nie pozostało wobec tego Lizie nic więcej do zabrania prócz bielizny, pościeli i rozmaitych drobiazgów. W rozjuszeniu swojem ciskała wszystko drzwiami i oknami na sam środek podwórza, przy akompanjamencie zanoszenia się od płaczu obojga maleństw, którym wydawało się, że nastał już ich koniec. Mała Laura uchwyciła się kurczowo spódnicy matki, a Juluś rozciągnął się jak długi na podłodze wśród całego przeprowadzkowego zamętu. Widząc, że Kozioł nie rusza się z miejsca, żeby jej dopomóc, żandarmi, poczciwe dusze, sami zajęli się wkładaniem pak na wóz.
Ale sprawy popsuły się znów z chwilą, kiedy Liza zauważyła Franusię i Jana, czekających z tyłu za Starszą. Rzuciła się na nich, wylewając na siostrę potoki nagromadzonej goryczy.
— A, świnio, przyszłaś przyjrzeć się ze swoim świniarzem!.. Patrz, przyglądaj się, naciesz się naszem nieszczęściem!.. Opij się naszej krwi!.. Złodziejko! złodziejko!
Dusiła się tym wyrazem i ciskała go w twarz siostrze, ilekroć wynosiła nowy tłomok na podwórze. Franusia nie odpowiadała ani słowa, blada jak chusta, z zaciśniętemi, zwężonemi do szerokości linijki ustami i płonącemi oczami. Udawała pochłoniętą obelżywem pilnowaniem i bacznem śledzeniem, czy Kozłowie nie zabierają czegoś, co należy do niej. W pewnej chwili poznała stołek kuchenny, objęty aktem kupna.