Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/508

Ta strona została uwierzytelniona.

się podniecony i nieszczęśliwy. W istocie stary, pod którym nogi przy tem nieustannem krążeniu po izbie, uginały się jak gdyby były z waty, stanął nagle przed nim:
— Papiery? — zapytał zdławionym, ochrypłym głosem.
Kozioł zamrugał powiekami, z miną głęboko zdziwioną, jak gdyby nie rozumiał.
— Co?.. co takiego?.. Co ojciec mówi?.. Papiery?.. Jakie papiery?
— Moje pieniądze! — huknął stary straszliwym głosem, groźny, prostujący się, bardzo wysoki.
— Pieniądze?.. Wasze pieniądze?.. Aha, więc okazuje się jednak, że macie pieniądze, ojcze?.. A takeście przysięgali, że za dużo na nas wydawaliście, że nie zostało wam ani szeląga... To tak? to taka z ojca sprytna sztuka! Ma jeszcze ojciec grosiwo?!
Kołysał się wciąż na krześle, podrwiwając, setnie tem rozbawiony, tryumfujący, że takiego zawsze miał nosa, bowiem on pierwszy wywąchał, że stary ma forsę.
Fouan trząsł się cały, jak w febrze.
— Oddaj mi moje papiery!
— Mam wam oddać papiery? A czy je mam? Czy mam pojęcie, gdzie są te ojcowe papiery?
— Ukradłeś mi moje papiery, oddaj mi na miłosierdzie Boże! Bo jak nie, to wydrę ci z gardła przemocą!
I, pomimo starczej słabości, ujął go za plecy i wstrząsnął nim. Ale syn porwał się i schwycił go zkolei, nie robiąc mu nic złego zresztą, po to tylko żeby go przytrzymać i wrzasnąć mu prosto w twarz:
— Tak, mam je i zatrzymam!.. Zatrzymuję te papiery na przechowanie u siebie dla ojca. Rozumiecie to, stare bydlę, co samo nie ma już głowy na karku!.. Prawdziwie czas już był najwyższy odebrać mu te papiery; o mały włos nie porozdzierał ich... Prawdę mówię Lizo, że chciał je podrzeć?