Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/516

Ta strona została uwierzytelniona.

Flądra musiała widać zwęszyć kogoś czujnym swoim nosem, bo rozejrzała się bystro dokoła, tak że stary zaledwie zdążył skryć się za krzaki, a potem umknąć, rozpoznawszy świecące w ciemności zielone, kocie jej oczy.
Znalazłyszy się na równinie płaskowzgórza, poczuł coś w rodzaju ulgi, że uciekł od ludzi. Szczęśliwy był, że dadzą mu zdechnąć chociaż w spokoju, samemu jednemu. Szedł długo przed siebie, błądząc na chybił trafił. Zapadła noc, mroźny wiatr ciął go niemiłosiernie. Chwilami, przy mocniejszym jego podmuchu, musiał odwracać się plecami, tak zapierało mu oddech, a siwa szczecina rzadkich włosów jeżyła mu się na głowie. Wybiła szósta, wszyscy w całem Rognes zasiedli już do wieczerzy. Głód osłabiał starcowi członki, zwalniał bardziej jeszcze jego kroki. Pomiędzy jednym a drugim porywem wichru spadła krótka, ostra, siekąca, jak biczem, ulewa. Przemókł do kości, i zaledwie zdążył trochę obeschnąć, idąc wciąż dalej i dalej, trafił na jeszcze dwie, równie silne. Nie wiedząc jak i kiedy, znalazł się na placu Kościelnym przed dawnym rodowym domem Fouanów, zajmowanym obecnie przez Franusię i Jana. Nie, i tutaj nie mógł się schronić, i stąd wypędzono go niemiłosiernie. Deszcz siekł z tak spotęgowaną siłą, że strach odebrał mu wszelką możność dalszego oporu. Zbliżył się do drzwi Kozłów, chyłkiem, od strony kuchni, węsząc zapach przygotowanej na wieczerzę zupy z kapusty. Całe nędzne jego ciało gotowe było poddać się, ulegając zwierzęcej potrzebie jadła i ciepła, które ciągnęły go w tę stronę. Zatrzymały go wszakże rzucone wśród mlaskania szczękami słowa Lizy:
— A gdyby tak ojciec nie wrócił wcale?
— Niema strachu! Jak go dobrze przyprze głód, przywlecze się napewno!
Na te słowa usunął się Fouan z obawy, aby nie spostrzeżono go przy drzwiach, jak obitego psa, który powraca jednak do swojej misy z jadłem. Zalewał