Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

szachownicę. Przechodzili właśnie przez skalisty, porosły krzewinami ugór, kiedy rozległ się nagle ostry głos, wychodzący z jakiegoś zakamarka:
— Ojcze, deszcz, przepędzam gęsi!
Była to córka Hiacynta zwana Flądrą, dziewczątko dwunastoletnie, chude i giętkie, jak gałąź ostrokrzewu. Jej jasne włosy były stale splątane i pełne tkwiącej w nich słomy i wszelakiego zielska, duże usta skręcały się w lewo, zielone oczy patrzyły śmiało i wyzywająco. Można ją było łatwo wziąć za chłopca, ile że odziana była, zamiast sukni, w starą bluzę ojca, przewiązaną w pasie sznurkiem. Wszyscy dokoła nazywali ją Flądrą mimo, że nosiła piękne imię Olimpji. Winę tego przezwiska ponosił ojciec, ujadający na nią od rana do wieczora i nie odzywający się do niej inaczej, niż: „Poczekaj, poczekaj! dam ja ci, przebrzydła flądro!“
Dzikuskę tę miał z jakąś ladacznicą obieżydrogą, którą znalazł w rowie, wracając kiedyś z jarmarku i którą, ku wielkiemu zgorszeniu całego Rognes, zabrał do swojej nory. Para ta tłukła się wzajem przez trzy lata, poczem pewnego wieczora, podczas żniw, włóczęga odeszła, tak samo, jak przyszła, zabrawszy się z innym chłopem. Dziecko, zaledwie odstawione od piersi, rosło bujnie, jak dziki chwast, i, gdy tylko nauczyło się chodzić, zaczęło krzątać się dokoła ojca, którego zarazem ubóstwiało i bało się, jak ognia. Główną wszakże namiętnością małej były jej gęsi. Zpoczątku miała ich tylko dwie, samca i samicę, które skradła, jako zupełnie małe, z za płotu jakiegoś folwarku. Zczasem, dzięki macierzyńskiej jej opiece, stadko rozmnożyło się i obecnie posiadała już dwadzieścia sztuk, które żywiła kradzionem.
Na widok dziewczynki, której zuchowata twarz, podobna do pyszczka kozy, ukazała się z za węgła, gdy mała zbliżała się, popędzając przed sobą trzyma-