Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

nym w ręku prętem swoje stadko gęsi, ojciec krzyknął na nią:
— Marsz do kuchni ugotować strawę, bo inaczej... popamiętasz ty mnie!... A nie zapomnij potem zamknąć dobrze domu przed złodziejami, ty przebrzydła flądro!
Kozioł roześmiał się szyderczo. Delhomme i inni nie mogli również powstrzymać śmiechu, tak zabawną wydała im się myśl okradzionego Hiacynta. Trzeba było widzieć ten „dom“, dawną piwnicę zamku, którego resztki murów sterczały jeszcze w ziemi, istną lisią norę, zagrzebaną śród stert kamieni, pod kępą starych topoli. Były to jedyne pozostałe resztki pańskiej siedziby i kiedy kłusownik, pokłóciwszy się z ojcem, ukrył się w tej skalistej dziurze, należącej obecnie do gminy, musiał ułożyć z obeschłych kamieni czwartą brakującą ścianę, aby zamknąć piwnicę i w dorobionej ścianie tej zostawić dwa otwory — okno i drzwi. Ciernie, rosnące dokoła, pięły się na okno, a krzak dzikiej róży zasłaniał drzwi. W okolicy nazywano norę tę Zamkiem.
Zerwała się nowa ulewa. Na szczęście, winnica była tuż blisko i podział jej na trzy części dokonany został szybko, bez żadnych sporów. Pozostały już tylko do podziału trzy hektary łąki nadbrzeżnej, w tej chwili wszakże ulewa tak się wzmogła, zamieniając się w istny potop, że geometra zaproponował schronienie się do domu, którego wrota mijali właśnie.
— Możeby tak schronić się na chwilę u pana Karola?
Fouan zatrzymał się, niezdecydowany, pełen szacunku dla szwagra i siostry, którzy, dorobiwszy się majątku, osiedli w burżuazyjnej tej swojej posiadłości.
— Nie, nie — zaprotestował — jadają o dwunastej, przeszkodzimy im.