Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/576

Ta strona została uwierzytelniona.

Żadna Izba nie będzie miała odwagi głosowania za wprowadzeniem dostatecznie wysokiego cła ochronnego; nic nie może was już zbawić, przepadliście z kretesem. Dobranoc!
Powstała straszna wrzawa. Wszyscy zaczęli gardłować naraz. Czy niema możliwości niedopuszczenia do sprowadzania tego zagranicznego zboża? Możnaby zatopić okręty w portach, wyjść z fuzjami naprzeciw tym, co je przywożą. Głosy ich stawały się drżące, omal nie wyciągali rąk, płacząc, błagając, aby uratowano ich przed tą obfitością taniego chleba, zagrażającą krajowi. Ale nauczyciel szkolny ze śmiechem szyderczym odpowiadał im na to, że to coś zupełnie nowego: dawniej jedynem niebezpieczeństwem, przed którem drżano, był głód; bano się zawsze, że ziemia nie obrodzi i nie da dość chleba, źle więc już jest z ludźmi, skoro muszą się bać, że go będzie zbyt wiele! Upajał się własnemi słowami, górował nad wściekłą opozycją.
— Jesteście rasą przepadłą; zjadła was niedorzeczna wasza miłość dla ziemi! Tak! Miłość dla tego szmata ziemi, której jesteście niewolnikami, która zaćmiła wam mózgi, dla której gotowiście mordować! Od wieków już poślubieni jesteście ziemi, a ona was zdradza!... A tymczasem, przyjrzyjcie się Ameryce: rolnik jest tam jej panem! Nie łączą go z nią żadne więzy, żadne tradycje rodzinne, ani wspomnienia. Jak tylko widzi, że jego pole wyczerpuje się, idzie dalej. Wystarczy, aby się dowiedział, że o jakie trzysta mil dalej odkryto żyźniejsze równiny, a zwija swój namiot i przenosi go tam. Słowem on rządzi ziemią, a nie ziemia nim; musi mu być posłuszna, bowiem panuje on nad nią dzięki maszynie. Jest wolny, bogaci się, wy zaś jesteście niewolnikami i zdychacie z nędzy!
Kozioł zbladł. Lequeu spojrzał na niego, mówiąc o dopuszczaniu się morderstw. Ale Kozioł starał się zachować dobrą minę.
— Jest się, jakim się jest. Na co się zdało sprze-