Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/592

Ta strona została uwierzytelniona.

gdyby nawinęła mu się bezpośrednio na oczy. Potem, po powrocie z pola, zadowolnił się wypędzeniem ze służby Trona pod pozorem, że zaniedbuje w okropny sposób podwórze, pozostawiając je w stanie nieprawdopodobnego niechlujstwa. Wydało jej się to podejrzane, nie odważyła się jednak bronić parobka i tyle tylko wymogła na Hourdequinie, że pozwolił mu przenocować na folwarku jeszcze przez tę noc tylko. W głębi duszy liczyła że uda się jej nazajutrz ułagodzić gospodarza i tak urządzić, żeby zatrzymał chłopaka. Wszystko to jednak plątało jej się teraz niewyraźnie po głowie pod wrażeniem ciosu, jaki spadł na nią tak nagle, niwecząc za jednym zamachem dziesięć lat mozolnych starań i rachub.
Jan był sam z nią w kuchni, kiedy wszedł Tron. Nie widziała go od poprzedniego dnia, reszta służby snuła się po folwarku bezczynnie, w pełnem niepokoju wyczekiwaniu. Ujrzawszy wielkiego rudego chłopa, tego wielkoluda o białem ciele dziecka, odrazu, po jego wślizgnięciu się bokiem do izby, zrozumiała wszystko, krzyknęła bowiem dzikim głosem:
— To ty otworzyłeś spust!
Nie odpowiedział ani słowa, stał blady jak papier, z wytrzeszczonemi gałami oczu, z drżącemi wargami.
— To ty otworzyłeś spust i zawołałeś go, umyślnie, żeby wpadł w otwór po ciemku!
Przerażony tą sceną, Jan cofnął się mimowoli. Ani jedno zresztą, ani drugie nie zdawało się spostrzegać jego obecności, w takim byli oboje zapamiętaniu. Tron głucho, ze spuszczoną głową, przyznał się do wszystkiego.
— Tak, to ja... Wypędził mnie... nie byłbym cię więcej widywał!... nie mogło tak być!... Myślałem sobie już dawno, że jakby jego nie było, bylibyśmy wolni i moglibyśmy zawsze być razem.
Słuchała go, zesztywniała, w napięciu wszystkich nerwów, dochodzącem do najwyższego podniecenia...