Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/598

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mogłabyś, kochanko, przejść się trochę po ogrodzie — zwrócił się nagle pan Karol do wnuczki.
Wysłał ją, bo śpieszno mu było przystąpić do sprawy z Delhomme’ami.
— Przepraszam wuja — przerwał Nénesse — ale prosiłbym bardzo, aby kuzyneczka zechciała zostać z nami... Pragnąłbym pomówić z państwem o sprawie, która i jej dotyczy, a lepiej odrazu, za jednym zamachem, załatwić całą rzecz, aniżeli odkładać na później.
Podniósłszy się z krzesła, jak człowiek dobrze wychowany, przystąpił z miejsca do formalnych oświadczyn.
— Chciałem właśnie powiedzieć państwu, że byłbym bardzo szczęśliwy, gdybym mógł poślubić kuzyneczkę, to znaczy, gdyby państwo dali mi na to swoje zezwolenie i gdyby ona sama zgodziła się.
Niespodzianka była nadzwyczajna. Najbardziej zwłaszcza poruszona była nią Elodja, do tego stopnia, że, zerwawszy się z krzesła, rzuciła się na szyję pani Karolowej, spłoszona w panieńskim swoim wstydzie, który oblał purpurą uszy jej i policzki. Babka usiłowała uspokoić ją pieszczotą.
— Ależ, uspokój się, aniołku, przesadzasz, bądźże rozsądna!... Nikt przecież nie czyha na twoją zgubę dlatego, że oświadcza się o twoją rękę... Twój kuzyn nie powiedział nic złego, przyjrzyj mu się, nie bądź głuptaskiem!...
Nie było jednak mocy, która zmusiłaby ją, prośbą czy groźbą, do oderwania twarzy od łona babki.
— Mój Boże! — oświadczył wreszcie pan Karol — nie spodziewałem się tych oświadczyn, mój chłopcze. Może lepiej zrobiłbyś, gdybyś nasampierw pomówił o tem ze mną, bo widzisz przecież, jaka nasza pieszczotka jest wrażliwa i wstydliwa... Cokolwiek jednak się stanie, wiedz, że wielce cię cenię, bo wydajesz mi się porządnym chłopcem, pracowitym i dzielnym.