Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/607

Ta strona została uwierzytelniona.

— I cóż?
— Co ma być? Spi, ma usta otwarte jak karp, ledwie dyszy.
Zapadło milczenie, pomimo jednak, że nic nie mówili, przytuleni wzajem mocno do siebie, wyczuwali poprzez skórę myśli swoje, od których tętniły im pulsa. Ledwie dyszący starzec mógłby tak łatwo być dokonany. Byle co wetkane mu do gardła — chustka, palce poprostu, i możnaby uwolnić się od niego. Byłoby to właściwie odaniem mu prawdziwej przysługi jeno. Bo czyż nie lepiej byłoby dla niego spać cicho na cmentarzu, aniżeli być ciężarem sobie i innym?
Kozioł tulił w dalszym ciągu Lizę w ramionach. Teraz oboje już płonęli, jak gdyby pod wpływem nagłej żądzy, rozpalającej krew w ich żyłach. Odepchnął ją nagle od siebie i wyskoczył, i on także, bosemi nogami na ziemię. Ze świecą w ręku znikł, ona zaś, powstrzymując dech w piersi, słuchała, wpatrzona wielkiemi oczami w przestrzeń. Ale minuty upływały, żaden odgłos nie dochodził z komory starego. Po długiem wreszcie wyczekiwaniu usłyszała go, wracającego już bez światła, miękko stąpającego bosemi nogami, i tak ciężko dyszącego, że nie mógł powstrzymać chrapliwego swego oddechu. Zbliżył się do łóżka, namacał żonę rękami i szepnął jej do ucha.
— Chodź, nie mam odwagi sam!
Liza poszła za mężem, wyciągnąwszy przed siebie ręce z obawy stuknięcia się o ścianę po drodze. Oboje nie czuli zimna, koszule ich nawet przeszkadzały im. Świeca stała na ziemi, w kącie izdebki starego, dostatecznie jednak rzucała światło aby rozezznać go, leżącego na płask na plecach z głową, zsuniętą z poduszki.Był taki sztywny, taki wyschnięty, że można było wziąć go za nieżywego, gdyby nie rzężenie, wydobywające mu się z trudnością przez szerokie usta. Zębów brak mu było zupełnie; zamiast nich była czarna jama, która, zdawało się, wchło-