Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/614

Ta strona została uwierzytelniona.

a on sam będzie się czuł bardziej pomszczony za przeklęte to życie wśród cierpień i katuszy, jakie zadawali mu ludzie.
Zszedłszy na dół, zjadł dwa jajka i kawałek słoniny, podany mu przez Florę, Potem, wezwał Lengaigne‘a i uregulował swój rachunek.
— Odjeżdżacie, Kapralu?
— Tak.
— Ale wrócicie do nas?
— Nie.
Oberżysta, zdziwiony, przyjrzał mu się, zachowując jednak dla siebie swoje myśli. A więc niedołęga ten wyrzeka się swoich praw?
— Do czego macie zamiar zabrać się teraz? Powrócicie może do swojej stolarki?
— Nie, do żołnierki.
Lengaigne, patrzący z wytrzeszczonemi gałami, nie mógł powstrzymać odruchu pogardy. — A to idjota!
Jan był już na drodze do Cloyes, kiedy ostatni przypływ rozczulenia zatrzymał go i skierował kroki jego zpowrotem w górę zbocza. Nie chciał rozstawać się z Rognes bez pożegnania mogiły Franusi. A bodaj parło go jeszcze coś: chęć oglądania raz jeszcze widoku roztaczającej się w dal bezbrzeżną, olbrzymiej równiny, smutnej tej równiny Beaucji, którą ukochał w końcu szczerze podczas długich samotnych godzin pracy.
Za kościołem był cmentarz, otoczony nawpółrozwalonym murkiem, tak niskim, że z po nad mogił sięgał wzrok swobodnie aż po krańce widnokręgu. Blade słońce marcowe rozjaśniało niebo, zasnute mgłami, subtelnemi niby cieniuchny oprzęd białego jedwabiu, z po za którego tu i owdzie przezierały pasemka błękitu. Skąpana w łagodnej poświacie Beaucja, drętwa jeszcze po zimowych mrozach, zdawała się spać w dalszym ciągu, jak owe śpiochy, co