Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

Usiadłszy przy fortepianie, założyła ręce na plecy, on zaś uczuł wyraźnie, że mu urąga.
— Dlaczego kradniesz pani, Miss Drummond.
— Jest to moją naturą! — odparła bez wahania. — Czemużby kleptomanja miała być przywilejem samych jeno bogaczy?
— Czy daje to pani pewne zadowolenie? Pytam nie z ciekawości, ale jako baczny badacz natury ludzkiej.
Gestem wskazała mieszkanie.
— Mam przytulne mieszkanko, dobrą służącą i nadzieję, że nie zginę z głodu. Wszystko to daje mi zadowolenie. A teraz proszę mi coś powiedzieć o posadzie. Czy mam zostać agentką policyjną?
— O nie! — odrzekł z uśmiechem. — Potrzebuję zaufanej sekretarki. Roboty coraz to więcej i nie mogę podołać korespondencji. Dodaję, że w biurze mojem mało znajdzie pani sposobności do oddawania się umiłowanemu sportowi! — rzucił wesoło. — Ale to ryzyko biorę na siebie.
Patrzyła nań przez chwilę bacznie.
— Jeśli pan przyjmujesz ryzyko, to i ja zaryzykuję! — odparła po chwili. Gdzie jest biuro pańskie?
Podał adres.
— Przybędę jutro o dziesiątej! — powiedziała. — Schowaj pan książkę czekową i drobne pieniądze.
— Dziwna dziewczyna! — myślał, wracając do siebie.
Mówiąc Parrowi, że jest dlań zagadką, był całkiem szczery. Znał przecież najróżniejsze typy zbrodniarzy, nierównie lepiej od inspektora.
Jął dumać teraz o owym nieszczęśniku, który popadł w niełaskę. Trzecie niepowodzenie z Czerwonym Kręgiem musiało silnie zachwiać jego karjerę i pewnie nie długo pobędzie w prezydjum policji.