Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

Yale został zaproszony przez Mortona na lunch, a inspektor nie. Ale nie dotknęło go to wcale. Miał teraz mnóstwo roboty, by każdemu z zagrożonych ministrów wyszukać osobnego anioła stróża, a tego rodzaju śniadanka nudziły go tylko.
Byłby im zresztą przeszkadzał w poufnej rozmowie. Pod koniec rzucił Yale bombę sensacji, a oszołomiony komisarz padł we fotel.
— Ktoś z samego prezydjum? — powiedział z niedowierzaniem. — To niemożliwe, Mr. Yale!
Derrick potrząsnął głową.
— Wszystko jest możliwe, panie komisarzu! — powiedział. — Proszę wziąć pod uwagę, że ile razy chcemy schwytać Czerwony Krąg, ktoś nas zawsze uprzedza. Ktoś, kto miał dostęp do celi Siblyego, otruł go! Musiał to uczynić ktoś z polecenia prezydjum. A n. p. w wypadku Froyanta... dom obstawiony był przecież policją...
Komisarz odzyskał potrosze równowagę.
— Mówmy szczerze! — powiedział. — Czy obwiniasz pan Parra?
Derrick potrząsnął głową ze śmiechem.
— Ach nie! Któżby mógł u Parra przypuścić zbrodnicze instynkty? Jeśli jednak bliżej sprawę weźmiemy na oko — zniżył głos — i uwzględnimy szczegóły tych morderstw, musi zwrócić uwagę, że w głębi tkwi osobistość, posiadająca znaczny autorytet.
— A więc Parr chyba?
— Parr sam nie działa, jestem tego pewny, — rzekł Yale zagryzając wargi — ale może on być ofiarą któregoś z podwładnych, któremu ufa. Proszę mi wierzyć, pułkowniku, — dodał spiesznie — że nie zawahałbym się