Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

Poprawiła jak mogła włosy, wysiadła przed jasno oświetlonym klubem nocnym, a podając portjerowi niewielką torebkę, promieniała całym blaskiem urody.
Tak przynajmniej przedstawiła się oczom Jacka Beardmora, który tego wieczoru, zaciągnięty wbrew upodobaniom przez przyjaciół, siedział u stolika. Spojrzał zawistnie na jej towarzysza.
— Któż to jest? — spytano.
— Damy nie znam, — odpowiedział któryś — ale kawalerem jej jest Rafael Willings, bardzo wpływowy minister.
Talja zobaczyła także Jacka i w zakłopotaniu puszczała mimo uszu słowa ministra. Dopiero znany już frazes uderzył ją, przywracając równowagę.
— Starożytna broń! — powiedziała. — Ach, mówiono mi, że pan posiadasz zbiór niezwykły!
— Czy panią to interesuje? — spytał z uśmiechem.
— Bardzo nawet!
— Czy mogę mieć nadzieję, że pani raczy przybyć któregoś dnia popołudniu obejrzeć to? — Kobiety rzadko zajmuje tego rodzaju kolekcja. Może n. p. jutro?
— Nie jutro, — odrzekła — ale pojutrze.
Talja widziała, że Jack wychodzi, nie spojrzawszy w jej stronę nawet i zabolało ją to bardzo. Radaby była zamienić z nim słów kilka i miała nadzieję, że się zbliży.
Mr. Willings uparł się odwieść ją do domu własnem autem. Pożegnała go z westchnieniem ulgi, gdyż psuł jej dziś cały nastrój.
Zostawiwszy w ulicy wielbiciela (który nie taił zgoła uczuć swoich) podeszła do ciemnego całkiem wnęku bramy, gdzie, jak miała przeczucie, czekał na nią człowiek nieznajomy. Powiedział jej szeptem słów kilka, a ona odrzekła w ten sam sposób.