Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

Znowu spuściła oczy na obrus i jęła się bawić łyżeczką.
— Zgoda! — zadecydowała w końcu, wzruszając ramionami. — Powieszą mnie taksamo za owcę, jak za jagnię.
— Albo za dobry udział w sześćdziesięciu tysiącach! — powiedział Barnet wesoło i skinął na płatniczego.
Talja wyszła, kierując się w stronę domu. Zmuszona przechodzić koło banku, nie wzięła taksówki, gdyż bystre oczy Brabazona mogły wyśledzić tę rozrzutność. Szła z falą przechodniów i nagle, muśnięta zlekka ramieniem obróciła się.
Obok niej kroczył młodzieniec, nie darzący jej uśmiechem, jak inni w Regent Street. Nie spytał także, czy idą w jednym kierunku.
— Taljo! — rozebrzmiało koło niej.
Na dźwięk tego głosu obróciła się, tracąc na moment panowanie nad sobą.
— Mr. Beardmore! — szepnęła. Jack zarumienił się z zakłopotania.
— Chciałbym przez chwilę tylko pomówić z panią. Przez cały tydzień czekałem daremnie na sposobność! — rzekł spiesznie.
— Wiesz pan tedy, że pracuję u Brabazona... kto powiedział?
— Inspektor Parr — odparł po krótkiem wahaniu. — Stary Parr, to naprawdę zacny człowiek. Nie powiedział już potem o pani jednego, złego słowa.
— Już potem? — zdziwiła się. — Czyż zależy na tem wogóle coś jeszcze? A teraz, Mr. Beardmore, muszę spieszyć na pewne spotkanie.
Przytrzymał ją za ramię.
— Taljo! proszę mi powiedzieć, czemu pani to robi? — spytał spokojnie. — Ktoś jest za panią, czuję to dobrze.
Roześmiała się.