Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/326

Ta strona została uwierzytelniona.

Dziewczynka, która uważnie patrzyła mu na usta, gdy mówił, usiłując widzieć nawet ruch języka — odpowiedziała swobodnie.
— Bar-dzo kon-ten-ta je-stem, że oj-ciec wró-cił, że już nie po-je-dzie ni-gdy!
Ojciec zaczął ją gwałtownie ściskać i całować i zaraz, żeby się bardziej upewnić, zarzucił ją pytaniami:
— Jak się nazywa mama.
— An-to-nia.
— Jak się nazywa mała siostrzyczka?
— A-de-la-i-da.
— Jak się nazywa ten instytut?
— Głu-cho-nie-mych.
— Ile będzie dwa razy dziesięć?
— Dwa-dzie-ścia.
No, i kiedyśmy myśleli, że się zacznie śmiać z radości — nagle płakać zaczął.
— Ależ, panie! — przekładała mu nauczycielka — zamiast się cieszyć, to pan płacze? Wszak pan ma powód do radości, nie do smutku! Patrz pan! Córka pana także płacze. Niechże więc pan przestanie i powie mi, czyś pan zadowolony.
Ogrodnik pochwycił rękę nauczycielki i całując ją po wiele razy mówił:
— Dziękuję! Dziękuję stokrotnie! Tysiąckrotnie dziękuję, dobrej, drogiej pani! I niech mi też pani wybaczy, że tego lepiej powiedzieć nie umiem.
— Ale córka pana umie i pisać także — dodała nauczycielka — i rachować. Wie jak się co nazywa w domu. Umie także trochę historii, trochę geografii. Jest teraz w normalnej klasie. Ale jak jeszcze dwie wyższe klasy ukończy, będzie umiała o wiele więcej. Po wyjściu stąd będzie mogła zająć się czymś, wybrać sobie profesję jakąś. Niektóre z dawnych naszych ucze-