Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/018

Ta strona została uwierzytelniona.

wiada sobie niekiedy: »Biada mi! Oto czyniąc wciąż, nie uczyniłem nic. Ścigając ideał sztuki mej, zaledwie część drogi ku niemu ubiegłem! Linią, czy barwą, czy słowem, śpiewem, a »któż jest na ziemi, ktoby serce chciał cieszyć pieśniami mojemi?« Zwątpienie i zniechęcenie, to dwaj katowie, którzy twórcę wiodą na Golgotę. A tymczasem przez niego do życia wywołane i w pieśń zaklęte słowo, czy linia, czy barwa, czy kształt, lecą światem i sypią skry, z których wiele na nizinach jałowych, lub jadowitem zielskiem porosłych, marnie zginąć musi, ale i ta i owa dotknie po drodze ziarna, które zakiełkuje, krzaku, który zakwitnie, westchnienia, które przemieni się w uśmiech, upadania, które podźwignie się do lotu. Rozpylona woda kryniczna i rozpylone wino wytryskują na szerokie obszary ludzkości z pod nielicznych rąk twórców, którzy ani wiedzą, ani zgadują, kędy padnie ta rosa i co sprawi. Męka to jest dla nich, bo prawie nigdy nie podnoszą do ust tego dojrzałego owocu szczęścia, który daje pewna świadomość własnych siejb i żniw; rozkazem to jest dla nich, bo niwom spragnionym, kwiatom więdnącym, sercom mdlejącym, piersiom, które wzdychają, skrzydłom, które opadają, wody krynicznej i wina odmawiać