Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

sobliwym jest, frasobliwym o to przybliżenie się do niej Piszczałków. Pókim żyw, nic złego jej się nie stanie, ale jak oczy zamknę, co jako w sobie uczuwam, rychle nastąpić musi, lękam się, aby psombra...
Nie dokończył, ręką machnął, krzaki brwi zsunęły się mu aż na powieki; nasępiony, ze zmarszczkami jak ze wzdętemi falami na wysokiem czole, chwilę siedział milcząc. A potem znowu mówić zaczął, że najgorętszem żądaniem jego jest i ostatnią do Boga modlitwą, aby Naścię przed śmiercią zamężną mógł obaczyć! Żeby za mąż wyszła, opiekuna i obronicielaby miała. Cóż, kiedy nie chce. Już czego lepszego każdej dziewczynieby trzeba, niż ten Bolko, syn Nawróciciela? Rozmiłowany w niej, ojca po ręku całuje, a prosi: »Dopomóżcie, tatusiu, abym ją dostał!« A ona — nie! Ani mówić jej o tem! Jednego upodobała sobie i z tęsknoty za nim usycha! A no, chocia to i nie człek taki, jakiegobym dla niej żądał, niechby już... niechby już ten... zawszeć lepiej niż samej jednej na świecie ostać... Ale on znów jak pojechał, tak pojechał, i o Naści, chocia upodobanie w niej widocznie okazywał, pewnie już zapomniał... A tak we frasunku o nią i w żałości schodzą ostatnie dni moje, a Bogu tylko dufam, że sieroty tej, z młoda już udręczonej, nie opuści...