Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy słowa ostatnie wymawiał, Ewka przestała twarz do płaczu wykrzywiać i, czarne swe oczy szeroko od zdumienia rozwarłszy, w niego się wpatrywała. Na twarzy jej wyraźnie malowała się pełna podziwu myśl: »Ależ mądry! no, mądry! Wie nawet, ilu ludzi codzień na świecie umiera!« Bolko Tuczyna zaś, który wnet po wejściu do świetlicy p. Apolinarego, jak mak polny na twarzy poczerwieniał, oderwał plecy od ściany i, kilku szerokimi krokami z domostwa wypadłszy, przez podwórko, za oknami otwartemi szybko przebieżał. I tego też desperacya ogarnęła. Szczęśliwy rywal nagle, jakoby z nieba, spadł!
Ale w sionce ruch i tupot nóg teraz powstał, ludzie przed kimś się rozstępowali, do świetlicy wszedł Wincenty Tuczyna, którego Nawrócicielem przezwano dlatego, iż złości, ani nieuczciwości ludzkiej nie folgował nigdy i surowo napominał za nie każdego, czy kobietę, czy mężczyznę, czy chłopa, szlachcica lub nawet i pana. Było bowiem i takich wypadków kilka, że języka w gębie strzymać nie mogąc, panom w sąsiedztwie Tuczyniec żyjącym podawał na nim potrawę, co to gorzką i zarazem zdrową jest, a nazywa się prawdą.
Człek to był niewysoki, w ramionach tęgi, krępawy, niezbyt już młody, ale z twarzą czerstwą i czarnemi oczyma, które z pod wypu-