Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/270

Ta strona została uwierzytelniona.

i na drzewa, które do naga z liści rozebrane, suchemi gałęźmi razem z wiejącym wiatrem powiewały. Od tych drzew powiewających, na te wiatry wiejące, pod tę smętną białawość niebieską, potoczył się wózek z Naścią i polem pustem, głuchem, drobną mgiełką osnutem, poszeptami wiatru wzdychającem, toczył się wpierw wyraźny i jej postać wyraźnie malujący, a potem coraz dalszy, mniejszy, niewyraźniejszy, aż pod nachyleniem nieba dalekiem, pochmurnem, omglonem — zniknął.

KONIEC.