Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ascetka 069.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

było ono niezmordowanem. Na plecach jej, ramionach, piersi, szyi, powstawały długie różowe blizny, stawały się coraz gęstsze, zaogniały, czerwieniały, aż sączyć zaczęły krople, potem wąskie strumyki krwi.
Ona, z tem krwawem ciałem tak niewzruszonem, jakby z kamienia wykutem było, z szybko i prawie rytmicznie świszczącą w ręku dyscypliną, w oczach tkwiących w krucyfiksie miała wyraz zachwycenia. W strasznym jej bólu była rozkosz, dla wszystkich, oprócz jej jednej, niepojęta. Cierpiała tylko nad tem, że więcej cierpieć nie może i od czasu do czasu usta jej drgały szeptem:
— Niech więcej boli, o Panie, spraw, aby więcej bolało!
W myśli, z zadawanych sobie ciosów składała Bogu ofiary.
— Za grzechy moje! Za to, że zamiast do Stwórcy, do stworzenia miłość uczułam. Za wspominanie rozkoszy ziemskich! za litość nad ziemią! za spór bluźnierczy o niezbadane Twoje wyroki!
— Jeszcze raz, jeszcze, jeszcze!
Słabła przecież, mimowolne łzy, dwoma sznurkami po jej policzkach ciekły i na piersi mieszały się z wysączoną przez blizny krwią, zachwiała i znowu umocowawszy się na klęczkach, ze wzmożoną raz jeszcze siłą na plecy dyscyplinę opuściła.
— Za grzechy świata! Za nędze ziemi! Panie! Panie! Raz jeszcze, raz, raz... za grzechy świata! za nędze ziemi!
Znowu więc za światem wzgardzonym, za ziemią nieszczęsną wołała, ale już nie mogła mieć o