Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cham.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

całą twarzą zwróciło się ku niemu i z namysłem jakby zapytało:
— A ti... ti... kto?
Kiedy zaś nie odpowiadał i z dwiema znowu grubemi fałdami na czole w milczeniu na nie spoglądał, drobną ręką targać go za rękaw koszuli zaczęło.
— Kto ti? Kto ti? Kto ti? — brzmiało znowu po izbie ni to srebrne dzwonienie, ni to szczebiot wróbla.
A gdy Paweł nie odpowiadał jeszcze — o pytaniu swem zapominając, wykrzyknęło:
— Kicia!
Za oknem, pod płotem chyłkiem przebiegającego kota zobaczyło.
Kiedy Franka obudziła się i powieki podniosła, w oczach jej odmalowało się zdumienie, z przerażeniem graniczące. Paweł siedział u okna, profilem do izby zwrócony, i w szerokich swych dłoniach trzymał dziecko, które, na kolanach jego stojąc, drobne palce zatapiało mu w krótkim i siwiejącym zaroście. Szybko zsunęła się z pościeli, nie wkładając trzewików, cicho ku oknu podeszła i taki ruch uczyniła, jakby chciała dziecko z kolan jego wziąć.
Obejrzał się, wzrokiem spotkał jej przestraszone spojrzenie i, bliżej ku sobie przygarniając dziecko, krótko rzekł:
— Nie trzeba!
— Dokuczy — zauważyła zcicha.
Nie odpowiedział nic. Widocznie chora, drżała na całem ciele, choć w chacie wcale zimno nie było, i otulała się swoim podartym kaftanem.
— Może ogień rozpalić? — zapytała.
— Rozpal.
Zaczęła krzątać się około pieca; mimowolne stękania wyrywały się jej z piersi, i obu dłońmi chwytała się czasem za głowę. Jednak ogień roznieciła prędko; dziecko, z kolan Pawła zeskoczywszy, dreptało za nią, przypatrując się jej robocie, a na widok ognia, który wesołym płomieniem buchnął w piecu, z radości krzyknęło.
Do ognia twarzą zwrócona, zapytała znowu:
— Może kartofli obrać i zgotować?
— Zgotuj — odpowiedział i, z ławy wstawszy, siermięgę i buty w milczeniu włożył.
Potem, kawał chleba z bochna ukroiwszy, do kieszeni go schował i ku drzwiom z czapką w ręku szedł. Przede drzwiami