Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

— To taki cudny — sen!
I jeszcze ciszej, szepnął:
— Cicho! Nie budźmy się z jaśminowego snu!
Długo nie mówili nic, słuchając kołysanki powolnej i słodkiej, którą w złocie słonecznem śpiewały białe oczy jaśminowe i własne ich serca.
Ona pierwsza uśmiechnęła się i, podnosząc na niego oczy, zaczęła mówić:
— Powiedział pan: patrzmy sobie nawzajem w dusze! Dobrze. Chcę zobaczyć, co jest w duszy pana. Moja, to taki domek z pootwieranemi na oścież oknami, niech pan przez wszystkie patrzy. Ale proszę też przedemną choć jedno otworzyć...
Wesołość jej, na chwilę przez wzruszenie spłoszona, powracała razem z żartobliwym tonem mowy:
— Daremnie przestrzegano mię w domu, abym nie paplała jak sroczka. Tyle naopowiadałam panu o tem, co lubię, a pan mi jeszcze nie powiedział nic. Proszę opowiedzieć zaraz, szeroko i długo: co pan lubi?
Z zachwyceniem, patrząc na nią, odpowiedział:
— Nie jestem taki, jak pani; nie mogę powiedzieć, że wszystko na świecie lubię. Jednak wiele jest rzeczy takich, które kocham. Na roz-