Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/268

Ta strona została uwierzytelniona.

od nich dnie, miesiące i lata, w których żaden płomyk gorętszego uczucia, żaden błysk poezji nie rozświecił ciemnych dróg jego, po jakich postępował cierpliwie i w milczeniu, jak wół swe jarzmo po monotonnych bruzdach ciągnący.
Aż oto nagle, niespodzianie, na niebie jego życia zjawił się ten błysk i ten płomyk.
Zdawałoby się, że wszystkie marzenia jakie miał kiedykolwiek, zlały się w jedną formę, i ukazały się mu w postaci Wandy. Zawsze od najwcześniejszej młodości ideałem kobiety była dla niego dziewica czysta jak kryształ, a piękna jak księżniczka średniowiecznych podań; smętna, łagodna, pojętna i marząca.
O innych, o żywych, o namiętnych, ognistych a świetnych, nie marzył nigdy; mógłby się może zająć niemi na chwilę, i na chwilę rozszaleć dla nich; ale taka, tylko taka mogła rozbudzić w nim uczucie głębokie — tylko taka była zdolna wskrzesić w jego sercu natchnienia, które miał za umarłe.
Ukazała się i wskrzesiła je... czuł że żyć rozpoczął na nowo, a patrząc na nią i patrząc w siebie pytał: czemże mogłoby być życie obok takiej istoty spędzone? czemżeby mógł stać się on sam, gdyby mu wolno było czerpać miłość i natchnienie z jej serca i oczów?
I zdawało mu się, że gdyby z nią na zawsze pozostał, stałby się królem w cudownej sztuki krainie; dorósłby wysokości mistrzów których wielkość wielbił, wstąpiłby duchem na wyżyny, jakich tylko wolno jest na tym świe-