Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/84

Ta strona została uwierzytelniona.

kocza i konie, to un na kozioł nie wlézie, tylko będzie siedział w koczu rozparty, a konie będą jego ciągnąć.
Jaśniejszy niż zwykle uśmiech rozświecił ciemne rysy Efroima. Podniósł na Eliego spojrzenie.
— A Ręczyc będzie wtedy furmanem i siądzie u niego na koźle?
— Może, obojętnie odparł Eli, i zabierając miejsce na kanapie, zwrócił się do spólnika.
— A chcesz ty Ręczyn w arendę wziąć?
Efroim obu rękami objął czarną swą brodę. Źrenice jego zamigotały i przenikliwém, chciwém spojrzeniem utonęły w twarzy Eliego.
— A Josiel? zapytał przeciągle.
Un tobie Ręczyn ustąpi... jemu tam źle... un nie umie koło Ręczyna chodzić. Ty potrafisz...
Efroim głową skinął i białe zęby w uśmiechu dziwnie radosnym ukazał.
— A jak to może być? zapytał. Ile Josiel odstępnego chce? ile un tam jeszcze lat ma siedzieć?
— Ot jak to może być, rzekł Eli, ja tobie tego powiem. Chaja! giéj do dzieci, oni tam czegoś płaczą.