Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/150

Ta strona została uwierzytelniona.

Schylił się przed starcem i chudą, przezroczystą rękę jego do ust swych przyłożywszy, wycisnął na niéj głośny pocałunek.
Was ist das? rzekł, oglądając się po izbie z miną niezadowolenia pełną. Dlaczego przy tobie nikogo niéma? ty możesz potrzebować czego, tobie może źle zrobić się, a tu niéma żywego ducha! Czy Sura z kramu jeszcze nie wróciła? Co robią wnuczki jéj i córki Mendela? Czy ja im piéniędzy nie daję i sukien nie kupuję za to, żeby one przy tobie siedziały?
Starzec zrobił ręką gest łagodny, lecz zarazem nakazujący trochę.
— Nie gniéwaj się na nich, Eli, rzekł; ja ich sam z izby wyprawił, bo rabbi Baruch był u mnie, a jak rabbi Baruch do mnie przychodzi, to ja nie chcę żeby tu był kto inny....
Eli skinął głową, na znak zrozumienia, i usiadł na stołku, tuż przy fotelu ojca?
— Dobrze tobie tu, tate? zapytał. Może tu zimno? może te dziéwczęta zamało w piecu palą? A herbatę czy tobie zawsze dają jak potrzeba? a łokszyna i ryba czy codzień dla ciebie na obiad jest? Ty mi tate prawdę mów, bo jeżeli ci tu źle służą, albo tobie brakuje czego, to ja już na to poradzę.... Ja chcę żeby ty wszystkie wygody miał, i żeby ty odpoczywał, i żeby twoich oczów nic nie obrażało, i żeby twego serca żaden smutek nie dotknął.... Ja, chwalić Boga, pracuję i zarabiam i mam sposoby, żeby ciebie szczęśliwym i spokojnym uczynić....
— Niczego mi nie brakuje, Eli, odparł stary Judel; mam izbę ciepłą i herbatę, i łokszynę codzień, i to krzesło wygodne, co ty mi jego kupił i na którém dobrze jest leżéć