Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/217

Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdzie ja téż mam głowę! zawołał, siedzę tu u was, a jutro trzeba mi prośbę do sądu podpisać, którą pan Augustyn już przygotował.
— Myślisz więc na seryo o procesie? zapytał Mieczysław.
— Jakto! czy myślę o procesie? A to, jak Boga kocham, zabawne pytanie, Mieczysiu! Ja im wszystkim procesa powytaczam, i baronowi, i Makowerowi, i Poryckiemu. Choćbym miał te kilka groszy, które mi w kieszeni pozostały, utracić co do jednego, choćbym miał pieszo iść do stolicy, procesować się będę i... wygram. Zobaczycie że jeszcze sprzedaż unieważnię i do Ręczyna wrócę..
Gdy Konrad mówił, a raczéj wykrzykiwał te słowa, szérokiemi krokami po pokoju chodząc i rękami rozmachując, ciemne rumieńce pokryły twarz jego i wyraz szczególnéj zaciętości błyszczał mu w oczach. Daremne były przedstawienia Mieczysława, że lepiéjby uczynił, gdyby za pozostałe mu piéniądze dzierżawę wziął jaką, a pracą i oszczędnością nowéj dobijał się fortuny; daremnie Michalina uprzejmemi słowy zapraszała go, aby w domu ich przenocował: — Konrad ściskał szwagra i całował ręce jego żony, dziękował, płakał, polecał im swe dziecię, uderzał się pięścią w piersi, przysięgając że jest najnieszczęśliwszym na kuli ziemskiéj człowiekiem, ale zarazem objawiał stanowczo przekonanie, że kiedyś będzie jeszcze inaczéj, gdy procesa powygrywa i albo do Ręczyna wróci, albo kapitał utracony odzyska. Mówiąc tak, zaklinając się, gestykulując i łzy ocierając z oczu, opuścił Orchów.
We dwie godziny po odjeździe nieszczęśliwego syna pani Malwiny, Mieczysław siedział przy wielkim stole u komina, na którym dogorywał ogień, i z brwią zsuniętą