Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

Trzeba ci wiedziéć, mój Jerzy, iż poetyczna, jednodniowa bohdanka mojéj miłości, zajmuje teraz najprozaiczniejszy dom pod słońcem. Jest on budową zupełnie świeżéj daty.
Wzniósł ją sam już Iwicki, według smaku własnego, który nie jest ani artystycznym, ani arystokratycznym, ale po prostu praktycznym smakiem. Zewnętrzna strona kamienicy wygląda ciężko i trywialnie, wnętrze zaś jéj składa się z pokojów wielkich, wysokich, widnych i doskonale monotonnych. Komnat zaciemnionych, framug tajemniczych, sufitów nizko opuszczających spłowiałe malowania, spłowiałych również fantastycznych obić i obrazów, wszystkich słowem tych cieni i wspomnień, które napełniają stare domowstwa, niéma tu wcale. Niéma téż tu i wykwintu siedlisk ludzkich nowych, lecz zbytkownych, które, nie będąc właściwie poetycznemi, składają się przecież na pewną miękkość i promienistość, rozkoszną dla ciała i wyobraźni.
W domu Iwickich znać dostatek, ale połączony z mieszczańską prostotą. Sprzęty obfite, ale zupełnie zwyczajne; białe, wysokie sufity, okna liczne i duże, jednostajna prawie wielkość pokojów, ciągnących się monotonnym sznurem, świadczą o surowości przyzwyczajeń i całego sposobu życia. Kwiaty owe, nagromadzone tłumnie w bawialnym salonie, są tu jedynym przedmiotem zbytku i objawem poezyi. Zresz-