Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

azali nie popełniliśmy ważnéj jakiéj pomyłki? Nie jestże życie ludzkie syntezą, któréj wszystkie składowe części wspierają się wzajemnie, i z któréj bezkarnie żadnego żywiołu wyrzucić nie wolno? Spojrzenia ich spotkały się ze sobą. Oczy pięknego człowieka tego, tak spokojne zawsze i prawie chłodne, wyglądały teraz jak dwie ciemne gwiazdy, palące się i palące. Widać, że ogarnęło go nagle jedno z tych uczuć, których gwałt najbardziéj niezmożonym bywa, gdy dotknie surowéj i niezmęczonéj namiętnościami piersi. Zbliżył się szybko do Maryi, usiadł przy niéj i, cichszym nieco, niż dotąd, głosem, wyrzekł:
— Pani, która kochasz idee i urzeczywistniasz je wciąż tak ochoczo i pracowicie, możesz najlepiéj zagadnienie to rozwiązać. Czy jesteś pani istotnie zupełnie szczęśliwą?
Kilka miesięcy temu, Marya, w ten sposób zapytana, dała-by odpowiedź twierdzącą, szybko, głośno, z uśmiechem i silną wiarą. Teraz widziałam, że lekkie drżenie poruszało fałdami jéj płaszcza od ramion jéj aż do stóp. Chwilę milczała, potém jednak wyprostowała kibić, podniosła głowę i odpowiedziała:
— Tak, jestem szczęśliwą!
Ja tylko jedna, która ją znam tak, jak siebie samę, dostrzedz mogłam na dnie wejrzenia jéj, zawieszonego w przestrzeni, mękę nagle zrodzonéj wątpliwości. Adam jéj nie dostrzegł. Zbladł bardzo. Na czole jego dwie zmarszczki, zaledwie widzialne przed