Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/026

Ta strona została uwierzytelniona.

i rozumy? Ot przynajmniéj mamy pociechę, że dziecko jest przy nas, między ludźmi żyje i świata się uczy. A chwała Bogu nie powstydzić się za niego rodzicom! Pan Andrzéj sam zobaczy. Jest czego posłuchać, kiedy mówi, i znaléźć się między ludźmi tak pięknie potrafi, że i hrabiątko jakie może się przed nim schować. To téż łapią go tu w sąsiedztwie, na rękach noszą...
— Zresztą — przerwał żonie mowę dzierżawca — zresztą widzisz, Andrzeju, syn mój będzie miał jaki taki fundusz, niewielki wprawdzie, ale zawsze to coś znaczy. Ja żadnego nie miałem po rodzicach, którzy sami całe życie chodzili po posesyach i wszystko, co kiedy mieli, na starość stracili. Jak żeniłem się z Anusią, trzymałem pięć chat w dzierżawie, a mieszkałem w kurnéj nieledwie chałupie. A ot, przy pomocy Bożéj, wylazło się z biedy i uciułało trochę grosza dla jedynaka. Jemu więc łatwiéj pójdzie, bo będzie miał za co ręce zaczepić, a ja nic nie miałem...
— Aleś miał ochotę i przyzwyczajenie do pracy — przerwał pan Andrzéj.
— To, to prawda — potwierdził pan Jerzy.
— A musiał miéć ochotę do pracy! — zawołała pani Jerzowa — bo jakby jéj nie miał, toby marł z głodu. A nasze dziecko nie umrze z głodu i bez pracy, to niech sobie za młodu świata użyje, zamiast ślęczeć nad książkami, albo harować przy gospodarce, jak parobek.