Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/032

Ta strona została uwierzytelniona.

Westchnął ciężko i potrząsnął głową dla odrzucenia z czoła opadających włosów.
Pan Andrzéj przypatrywał mu się bacznie i nieznaczny wyraz ironii przebiegł po jego ustach.
— Hm — rzekł — więc dla rozweselenia tego życia, które pan w niepowabnych malujesz barwach, nic innego pan znaléźć nie możesz, jak polowanie na wrony?
W głosie pana Andrzeja drżał dźwięk smutku i szyderstwa, dosłyszał go snać Alexander, bo spuścił oczy i rzekł ciszéj:
— Cóż robić?
Pan Jerzy milczał, w czasie rozmowy syna westchnął parę razy i, splótłszy dłonie, dwoma wielkiemi palcami rąk kręcił młynka z zafrasowaniem.
W drzwiach ukazała się pani Snopińska i zaprosiła na obiad.
Przy stole dzierżawca i gość jego rozmawiali o dawnych czasach, starych swych z sobą stosunkach i wspólnych znajomych. Jerzy stał się rozmowniejszym, zagrzany snać starym miodem, podanym do obiadu, i obecnością człowieka, którego widocznie serdecznie lubił; za to pan Andrzéj mniéj coraz mówił, spoglądał często na Alexandra, a potém zamyślał się i oczy jego stawały się smutnemi.
Do stołu zasiadła także młoda panienka, jakaś sierota, przez miłosierdzie trzymana w domu państwa Snopińskich. Nazywano ją Antosią, pani Snopińska posyłała ją wciąż z kluczami; nie brzydka była, ale