Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

wnie układają się na tym świecie sprawy ludzkie, jak dziwne są niekiedy drogi Opatrzności.
Wszak ja, rozpościerając męzką opiekę moję nad temi dwiema kobietami, z których jedna była w podeszłych latach, druga dwunastoletniém dzieckiem, żadnych myśli wstecznych, ani egoistycznych celów nie miałem i miéć nie mogłem.
I późniéj długo jeszcze w głowie mojéj nie pojawił się żaden plan osobisty, a serce nie doświadczało innego uczucia, prócz zadowolenia, gdym widział, że praca moja przynosi rzetelne korzyści tym, dla których ją ponosiłem. Kochałem Wincunią, jak młodszą siostrę; lubiłem jéj wdzięk dziecinny, żywość, pojętność; niekiedy nawet, mianowicie wtedy, gdym ją uczył lub napominał, zdawało mi się prawie, że ona jest moją córką. I późniéj dopiéro, nagle, niespodzianie przyszła chwila, która mi ją ukazała inaczéj, niż ją dotąd widziałem, a w sercu mojém posłyszałem głos, który mi mówił: tu szczęście twoje, to jedyna kobieta, którą w życiu swém kochać będziesz! Tak, jedyna, bo przed nią nie kochałem sercem żadnéj kobiety, lubo już mam rok trzydziesty drugi, a o tém, abym miał kiedy w przyszłości, oprócz niéj, inną jeszcze kochać, i pomyśléć niepodobna.
Umilkł, owładnięty silném wzruszeniem, a po chwili mówił daléj, patrząc w płomień, jakby w nim widział odtwarzające się obrazy swoich wspomnień.
— Było to przed rokiem przeszło; Wincunia mia-