Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

Olesiowi zostać w domu. Otóż-to wtedy zaczęło się zupełne hultajstwo, tracenie pieniędzy, hulanki z młodzieżą, słowem wszystko, co go i teraz zajmuje.
Nie wziąłem go od razu w karby, nie zwracałem na niego uwagi, bo pracowałem od rana do nocy; dawałem mu czasem robotę przy gospodarstwie, ale spełniał ją raz dobrze, a dziesięć razy źle, i tak poszło już coraz daléj i coraz gorzéj... a teraz już niéma rady!...
— Dla czego niéma rady? — rzekł pan Andrzéj — staraj się teraz skłonić go do pracy, wzbudź w nim ambicyą, przedstaw mu piękną przyszłość, jaka-by niezawodnie czekała tak uzdolnionego z natury człowieka, gdyby poszedł dobrą drogą; zrób tak, aby wstąpił do jakiego naukowego zakładu, wszak jeszcze dość młody na to!
— W tém-to i bieda, że wszystko już za późno: miałem tego dowód niedawno — smutnie odpowiedział pan Jerzy. — W zeszłym roku zjechało się tu w sąsiedztwie kilku studentów Uniwersytetu na wakacye: młodszy syn Siankowskich, krewni pani Karliczowéj i inni. Przyjeżdżali parę razy do nas, Oleś spotykał się z nimi często w sąsiedztwie. Widać zawstydził się niższości wobec nich, tknęła go jakaś ambicya, bo przyszedł raz do mnie i mówi: „pojadę na Uniwersytet!“ Serce zaskakało we mnie z radości. Uściskałem go, powiedziałem, że zgadzam się, błogosławię i wszelkich wydatków na to nie pożałuję! Przez ja-