Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

szeroką torsadą, w czepku o fioletowych wstążkach, wsiadła do owéj karety, wciskając na ręce żółte rękawiczki, sprowadzone dla niéj przez syna. Za połowicą wtłoczył się do landary pan Jerzy, w białéj kamizelce i ślubnym granatowym fraku, ze strasznie zafrasowanemi oczyma i z białemi rękawiczkami, które mu syn wetknął w ręce na ganku.
Alexander pomagał tylko rodzicom wsiadać do karety, a sam zostawał w domu, bo jechali oni do Niemenki, a on umyślił tam im nie towarzyszyć. Należało to snać także do jego strategicznych planów. Może zbyt częstém bywaniem w Niemence nie chciał obudzić podejrzeń i uwagi Topolskiego, albo może przydłuższą nieobecnością spodziewał się wzniecić w Wincuni tém żywszą chęć zobaczenia go na balu. Pragnął on niezmiernie widziéć dziewczynę, bo w ostatnich dniach aż pobladł trochę od tęsknoty, ale powstrzymał się i nie pojechał.
Furman krzyknął na konie, które, po kilku wysileniach, zdołały zaledwie ruszyć z miejsca landarę; cały ekwipaż ciężko i zwolna potoczył się od ganku, a pani Snopińska wychyliła się przez okno i zawołała do stojącéj na ganku sieroty, Antosi:
— Pilnuj-że tylko dobrze kluczy!
Pan Jerzy wysadził téż głowę, chciał snać coś polecić Alexandrowi, ale machnął tylko ręką, nic nie powiedział i schował się w głąb’ powozu, szepcąc pod wąsem: