Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.

ich promiennéj światłości... i do tego stopnia są zatopieni w sobie, że gdybyś nawet do kobiety zawołał: piękna! nie zwróci się ku tobie, gdybyś przed mężczyzną postawił najczarowniejszą z kobiet na ziemi, ani spojrzy na nią... Na czołach ich gloria szczęścia, u ramion skrzydła, splecione z miłości i zachwytów, z ust połączonych pocałunkiem tryskają płomienie...
Patrzysz zdziwiony, zachwycony i pytasz spółtowarzyszy: co to za świetne zjawisko? kto są ci półbogowie, co śmią blaskiem szczęścia zaćmiewać oczy cierpiących, zmęczonych, smutnych.
Słyszysz odpowiedź: to młode małżeństwo!
I wszystkie otaczające piersi połączą się westchnieniem, wydając okrzyk: szczęśliwi!
Chcesz znać dzieje tych dwojga w niebo-branych? Oto są one: On był młody i ona była młoda, posiadali wdzięki młodości i serca młode, spotkali się, uczuli do siebie pociąg wzajemny, z razu silny, potém silniejszy, potém najsilniejszy, powiedzieli sobie wzajemnie kocham! poszli do stopni Ołtarza. Ksiądz związał ręce, rzucili się sobie w objęcia i odtąd lecą przez świat rozkochani, bezpamiętnie...
Pytasz, czy przejrzeli się wzajem do głębi? czy dusze ich takim samym pocałunkiem złączone, jak usta? Nie, bo gdyby tak było, nie widział-byś ich zachwytów, skryły-by się one przed wszelkim wzrokiem głęboko, jak kryje się zwykle każde głębokie uczucie...
Pytasz, czy dawno lecą tak? — Tydzień, miesiąc mo-