Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/064

Ta strona została uwierzytelniona.

mowie z panem Tomaszem, zaczynała już była z lekka poziewać i złapała raz samę siebie na pewném niespodzianém a tajemniczém zeznaniu: zmęczona jestem! W istocie, nogi ją bolały od tańców, gardło od śmiechu, głowa od wrzawy, a w sercu zaczynało być dziwnie jakoś pusto, a nie tak jeszcze w sercu, jak w głowie. Brakło jéj czegoś, nie pojmowała czego, ale wytłómaczyła to sobie tak: zanadto bawiłam się, trzeba wziąć się do pracy! I przypięła do paska pęk kluczyków, i zaczęła gospodarować: odnowiła znajomość ze śpiżarnią, śpichrzem, kuchnią, izbą czeladną, powitała znowu swoje kaczory zielono-głowe i różnobarwne gołąbki, gospodarowała zawzięcie, a potém czytywała.
Czytywała zaś sama. Dla czego sama? Bo Alexander także zawzięcie gospodarzył. Na wiosnę ojciec rzekł do niego:
— Olesiu, czas, abyś wziął się do gospodarstwa.
— Dobrze, papo — odpowiedział.
I wziął się. A zaczął od tego, że od razu przerobił wszystko, co było urządzone przez Topolskiego, i całą już uporządkowaną gospodarkę do góry nogami przewrócił. Z czterech poletków zrobił trzy, łąki zapuścił na pastwiska, pastwiska na łąki, starą czeladź całą odprawił, przyjął nową, rasę bydła, która była wyborna, odmienił, a nad tém wszystkiém namiestnikiem, ministrem i piérwszą po sobie figurą ustanowił swego faworyta Pawełka, który pasowany