Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.

cały świat otaczający wié o niém; chcę pana zawstydzić i, jeśli to podobna, zwrócić pańską uwagę na niebezpieczeństwo, w jakiém zostajesz i uchronić was obojga od niego... Jesteś pan jeszcze zbyt młody, abyś na lepszą drogę wejść nie mógł, témbardziéj, że natura obdarzyła cię bogato i że zdolności twe, które tak nędznie marnujesz, mogły-by z ciebie uczynić pożytecznego członka rodziny i społeczności. Śmiesznie-by było, abym w téj chwili przybrał rolę kaznodziei lub moralisty, i chciał pisać panu programat życia, znajdziesz go pan we własném sumieniu, jeśli zechcesz w nie pilnie zajrzéć. Ja powiem ci jedno słowo: pracuj! praca to chrzest najświętszy, który omywa najbardziéj zbrukanych; praca to źródło siły, które wzmacnia najsłabszych, praca to niewyczerpany zdrój pociech na wszystkie boleści, na wszystkie zawody i tęsknoty. Pracuj, a uleczysz się od złych nałogów, umiłujesz dom własny i społeczność, w któréj życiu oczyścisz myśl od mętów, jakie je zalewają, i ustrzeżesz się od ruiny majątkowéj, nad którą stoisz i do któréj pociągasz kobietę, dzielącą twe losy. Mówię ci to, jako człowiek, który wiele przebolał i przemyślał, i jako przyjaciel kobiety, droższéj mi nad życie; jako wreszcie obywatel kraju, któremu sumienie nakazuje ostrzedz zbłąkanego i ginącego, choćby nawet tę przestrogę wiatry roznieść miały po świecie bez śladu, jak oto roznoszą tę mgłę śniegową...