Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

lony jéj były zamknięte dla wszelkich exemplarzy podobnego rodzaju.
Na twarz pani Karliczowéj wystąpiły rumieńce; długo milczała, a w spuszczonych jéj oczach migotało coś jakby wyraz upokorzenia; szybko jednak przywołała na usta uśmiech i, bawiąc się znowu koronkami, ozwała się zupełnie obojętnym głosem:
— Wprawdzie przywykłam bardzo do méj niezależności i nigdy nie spełniałam niczyjéj woli, oprócz swojéj; wszakże, ponieważ pana życzenie znajduję bardzo słuszném, gotowa jestem je spełnić.
— Pani jesteś nieograniczonéj dobroci — wyrzekł pan Kalixt — ale dla tego, ażebyś nie posądziła, że z wiernością średniowiecznych rycerzy łączę pokusy do arbitralności nowożytnych despotów, czuję się w obowiązku wymotywować moje żądania. Opierają się one na trzech powodach: naprzód zapełnianie salonów nieustannym tłumem rozmaitych ludzi musi na kobietę, tak zachwycającą, jak pani, ściągać mnóztwo obmów, a ja jestem zdania, że: żona Cezara podejrzywaną być nie powinna. Powtóre: znajduję, że rozbawianie w towarzystwie naszém ludzi, niższych od nas rodem i majątkiem, jest dla nich samych niezmiernie szkodliwém, bo wykształca ich na próżniaków, goniących za cudzym zbytkiem, i pieczeniarzy, trzymających się pańskich klamek. A niechciał-bym brać na moję duszę grzechu zaguby duszy niczyjéj. Nakoniec: przestawanie z podobnymi ludźmi do najwyższego sto-