Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/274

Ta strona została uwierzytelniona.

o własnéj mocy; zdawało mi się, że krew zaczęła szybciéj krążyć mi w żyłach, a w oczach miewałam olśnienia, śród których widziałam roje iskier na czarném tle. Ciocia cieszyła się, widząc mię silniejszą i mówiła mi, że niezawodnie przyjdę do zdrowia. Ale ja tak nie myślałam, bo dawno, dawno już czuję, jak życie ulatuje ze mnie zwolna, zwolna, po jednéj iskierce, i robi się w piersi méj próżnia, z którą długo oddychać nie można. Ta siła więc, dziś wzmożona, to pewno znak, że lada chwila umrę, bo Bóg tak dobry, że przed skonaniem daje najsłabszym jednę choćby chwilę mocy, aby wdzięczném spojrzeniem mogli pożegnać ten świat piękny i ukochanym swoim zostawić na pamiątkę opowiedzianą treść swego konającego serca...
Mówiła to z wielkim spokojem, po ustach jéj błądził uśmiech pełen pogody i ufności. Umilkła na chwilę, bo gwałtowny kaszel przerwał jéj mowę. Bolesław milczał i patrzył na nią wzrokiem nieopisanéj boleści.
— Biedna moja ciocia — mówiła daléj Wincunia — miała dziś jakieś sprawy do załatwienia w X., a widząc mnie silniejszą, wyjechała, pocieszona. Sama ją namawiałam, aby wyjechała, bo pragnęłam w ostatniéj chwili być z tobą sama, Bolesławie, bo czułam, że ta ostatnia chwila do ciebie jednego należéć powinna... Ciocię pożegnałam w duchu i ucałowa-