Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/070

Ta strona została uwierzytelniona.

jego oczy patrzały bystro, śmiało, zuchwale nawet; czasem, w błyskach ich świeciła srogość, czy chciwość. Ubranie miał z żółtawego sukna, ale wcale inaczéj, niż chłopskie siermięgi skrojone, połyskujące metalowemi guzikami i bronzowym medalem, u pętlicy zawieszonym. Na piérwszy zaraz rzut oka, z wyprostowanéj i sprężystéj postawy, z wyrazu oczu i kroju ubrania, można było w nim poznać dymisyonowanego żołnierza.
Rozmowy Jasiuka z gościem wejście Krystyny nie przerwało. Odpowiedzieli jéj: „Na wieki wiekow!” i wcale się nią daléj nie zajmowali. Ona kiwnęła głową synowi, który jéj takiém samém kiwnięciem odpowiedział, i przed ogniem stanęła. Czerwony blask płomienia oblał ją całą, wydatnie oświecając czarne od zabłocenia stopy, przemokłą odzież, kibić wysoką i zgrabną jeszcze, ale chudą i wyniszczoną, pasma włosów siwiejących i roztarganych, z pod chustki czerwonawéj i zmokłéj opadających na czoło, którego skóra opalona i gruba, fałdowała się w mnóztwo zmarszczek i bruzd. Ona sama kończyła czterdziesty rok życia, a czoło jéj miało lat sześćdziesiąt. Policzki jéj były téż zwiędłe, pomarszczone, barwy prawie pomarańczowéj; czarne, wielkie, ogniste oczy i usta blade, lecz ślicznie zarysowane i przy rozchylaniu się ukazujące rzęd śnieżnych zębów, były wśród zestarzałéj się twarzy dwoma niby niedogorzałemi jeszcze brylantami młodości, dwiema przy-