Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/027

Ta strona została uwierzytelniona.

słowym pijanych, w czci miał niewielkiej, lecz lubił czasem słuchać powieści Archilea z Platei, o tym Bogu Nieznanym, ku któremu wzlotną myślą swą docierali Grecy, nigdy, aż do ostatka dotrzeć nie mogąc. Słabym, choć żądnym oddechem duszy, może wspomnieniem głuchem lub mętnem przeczuciem wiedzeni, poprzez ziemskich sił i pomysłów zawieruchę, ścigali oni jakieś oblicze przeolbrzymie, jakąś przepotężną siłę, myśl, a w kształt zakuć i w słowa ułowić ich nie mogąc, nie wznieśli dla nich świątyni ani ołtarza i tylko poświęcili im głaz ogromny, który pod odkrytym stropem niebieskim, wśród pól milczących, wiecznie milczał.
Archileos z Platei, ścigany przez los i ludzi, ukrył się niegdyś pod dach Magona i za gościnność oddawna płacił mu słowami — które mącą duszę. Słowa Archilea mąciły duszę kartagińskiego wodza, jak czasem błyskawice mącą ciemność burzliwej nocy. Wojował Mago, rządził, w radach ojczyzny swej uczestniczył, ssał z piersi życia wszystkie jej mleka i miody; mów Archilea słuchać długo nie miał czasu. Tylko kiedy-niekiedy słowo jedno, słów kilka, pół obrotu piasku w klepsydrze, — coś nakształt błyskawicy, w której przelotnym błyśnięciem zamajaczyły w ciemnościach kształty przedziwne, wzrosty ogromne, linje przejasne, ale czem były, oko nie rozpoznało, bo błyskawica zgasła.
W błyskawicowem takiem widzeniu ujrzał raz Mago z za wonnych dymów, z za lśniących puharów, z za szumnych zgiełków biesiady, rozkwitający w głębi cienistych ogrodów kwiat białej magnolji i, rozplótłszy zawiązane mu u szyi ramiona Hality, białolicej Sabinki,