Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pajęczyna.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

— Głodny i spragniony! zaśmiał się młody człowiek, ale za to com widział, to widział...
— Późniéj nam to opowiész, a teraz pójdź pan posilić się do domu, gospodarz jeszcze nie wrócił, cały dzień biega biedaczysko za interesami. Ale spotkał nas na mieście i prosił abyśmy go zastąpili póki nie wróci...
— Nieoszacowany to człowiek! z ekstazą zawołał pan z brylantem na palcu, nie dla tego chwalę go, że jestem jego siostrzanem, ale istotnie to człowiek niepospolitéj zacności...
— I gościnności.... dorzucił drugi.
— O już co gościnność to prawdziwie nasza starodawna. Wiész pan? zaprosił na dziś kilkanaście osób do siebie, jedynie dla tego, aby pana poznajomić ze wszystkiém, co miasto nasze najuczeńszego i najdystygowańszego posiada.
— Doprawdy! wymówił młodzieniec, nie rozumiém nawet czém przy tak krótkiéj znajomości zasłużyć mogłem ...
— No, już co o tém to pan nam nie mów! rozśmiał się pan z lornetką, masz pan szczególniejsze szczęście do ludzi, kto tylko cię pozna, to już i przylgnąć do ciebie musi...
— Zresztą wuj mój kolegował niegdyś z pańskim ojcem, a u niego pamięć serca jest co się zowie, dorzucił pan z brylantem i wnet