Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pajęczyna.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak ja się mogę odegrać, zawołał młodzieniec z nowym wybuchem rozpaczy, wam wszystkim tak szalenie los sprzyja w kartach...
Zaledwie te słowa wyszły z ust nieszczęśliwego, wielka radość błysnęła na twarzy jego towarzysza, głowę podniósł z tryumfem i szepnął do siebie bardzo cicho. — O niczém nie wie, niczego nie domyśla się niewiniątko! niema niebezpieczeństwa!
Zdawało się, że jakiś ciężar niezmierny spadł z piersi pana szpakowatego, odetchnął szeroko i z wypogodzoną twarzą zbliżył się do młodzieńca, w ciemnéj pogrążonego zadumie. Wyciągnął rękę i rzekł: — No, Władysiu kochany, dosyć że już tych fochów i wyrzutów. Mnie samemu to bardzo przykro, że cię w moim domu podobna nieprzyjemność spotkała, ale cóż robić? w kartach to tak! komu szczęście sprzyja ten wygrywa, cóż bym ja na to mógł poradzić!
— Po coś mię skusił do gry? poco wprzódy odebrałeś mi przytomność trunkiem i tą piekielną zabawą, jaka się w twoim domu odbywała? zawołał młodzieniec, w którego głosie odbrzmiewał żal łzawy. Com ja wam złego uczynił? czego przylgnęliście do mnie jak smoła, aby mię wtrącić w przepaść wstydu i nieszczęścia? szpakowaty pan nawpół z żalem, nawpół z urazą pokręcił wąsa.