Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pajęczyna.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

odjadę? do ostatniego grosza wszystko, wszystko zostawiłem tam ... u nich ...
I znowu przycisnął dłoń do czoła z wyrazem nieméj rozpaczy w oczach.
Gałązki brzeziny poruszyły się, obok młodzieńca cóś z głuchym dźwiękiem upadło na ławkę. Drgnął, spójrzał, obok niego na ławce białéj błękitniał pod promieniem księżyca przedmiot jakiś. Jak senny wyciągnął rękę, wziął przedmiot, patrzał nań zdumionym wzrokiem. Był to woreczek z błękitnego jedwabiu, urobiony delikatnemi znać palcami kobiéty, w nim szeleściło papierków parę i przez ażurowe szlaczki połyskiwało kilka sztuk złota. Upłynęło kilka minut, młodzieniec patrzył i patrzył na przedmiot niewidzialną rzucony mu ręką.
Powstał potém, obejrzał się w koło, przytomna, światła myśl jaśniała mu w oczach i na twarzy. Tak wymówił z cicha, tu był któś co mówił do mnie słowa pociechy i podniesienia, co rzucił mi to złoto, abym z pomocą jego wydobył się z toni. Tu był anioł jakiś — niewidzialny ..., opiekuńczy ...
Zamyślił się, a przed oczami wyobraźni jego, rzecz dziwna, stanęła blada nieznajoma, którą był widział w podróży. — Tak, szepnął, to była ona. Szparkim krokiem począł przebiegać wszystkie ulice ogrodu, ale puste były i tylko księżycowego światła zasłane płach-