Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pajęczyna.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

tami. Niekiedy śród gęstéj zieleni bzów i jaśminu zaszeleściły liście, ale był to tylko powiew lekkiego wietrzyka, przylatujący z oddali, albo poruszenie się sennéj w gniazdeczku ptaszyny.
— Ukryła się — niewidzialna — czysta — święta — w swym czynie miłosierdzia! wyrzekł młodzieniec. O, więc obok szatanów, żyją na ziemi téj aniołowie...
Podniósł twarz, na którą wstępować zaczynała dawna poezya — i wiara młodzieńcza. Życie długie, rzekł, świat szeroki, każda piędź ziemi mojéj dopomina się o duszę moją... Wszędzie, kędy rozciąga się niebo moje rodzinne, pójdę pełnić zadosyćuczynienie za szału godziny, myśléć, kochać, czynić!...
Postać jego wyprostowała się, pierś odetchnęła szeroko jak po uciśnięciu długiém, oczy zapaliły się po dawnemu gorącym szlachetnym zapałem.



O wschodzie słońca, pociąg kolei odchodził od dworca, przy mieście N. postawionego. W jednym z wagonów siedział młody student z czołem opartém na dłoni i myślał. Myślał długo bez przerwy, boleśnie znać ale i spokojnie zarazem, myślał témi myślami, które obmywają duszę, w których gdy skąpie się