Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/046

Ta strona została uwierzytelniona.

wachlarz mojéj matki. Obraz księcia zasłoniła mi twarz Bini w okularach, otoczona szeroką listwą od czepca. Po chwili na jéj miejscu zamajaczyła przede mną czaszka Żółkiewskiego, o któréj znalezieniu na Cecorskiém polu dnia tego opowiadała mi Binia, nareszcie ostatni ze wszystkich objawił się mnie długi i czerwony nos panny Zelii, a na nim wypisana cała odmiana czasu teraźniejszego, trybu oznajmującego francuzkiego słowa donner. Na ten widok raz jeszcze otworzyłam pół uśpione oczy, bo przypomniałam sobie, że nazajutrz miałam przed panną Zelią wydawać lekcyą gramatyki francuzkiéj. Myśl ta zaniepokoiła mię trochę. Zamknęłam znowu powieki, ciężkie jak ołów, i sennemi usty zaczęłam wymieniać końcówki czterech form francuzkiego słowa. Piérwsze na er, szeptałam, drugi na ir, trzecia na oir, czwarta na re. Na ostatniéj końcówce usnęłam.
Nazajutrz, budząc się, posłyszałam w całym domu ruch niezwykły. Zerwałam się i ubrałam na prędce. Z wypadków dnia wczorajszego mało mi zostało w pamięci, czułam tylko wielkie zmęczenie i oczy mię bolały od płaczu. Na samym wstępie spotkała mię panna Zelia z twarzą rozzłoszczoną i nosem czerwieńszym jeszcze, niż zwykle, i z gniewem zawołała do mnie, że nie będę już z nią miała lekcyi, gdyż jest odprawioną. Przytém zaczęła głośno wyrzekać, że odprawiono ją przed umówionym terminem.
— Nie masz pani powodu do uskarżania się, bo