Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.

z tyłu głowy i ani jednéj jeszcze nie było między niemi srebrnéj niteczki. Matowa i delikatna jéj cera nic nie straciła na swéj świeżości, usta tylko nieco bledszy miały koloryt, a dwie fałdy, które rysowały czoło, nie tylko nie szpeciły twarzy, ale dodawały jéj pewnego uroku powagi i zamyślenia. Ubrana była w ciemną suknią z grubéj materyi, takaż sama mantyla okrywała jéj kibić malowniczemi fałdami.
Matka moja musiała spostrzedz zachwycenie, z jakiém się jéj przypatrywałam, uśmiechnęła się, pogłaskała mię po twarzy i zaprowadziła do przeznaczonych dla mnie pokojów. Śliczne to były pokoiki! jeden gabinet okrągły, pełen zwierciadeł, kwiatów i świecidełek, z meblami, pokrytemi paliowym atłasem; drugi sypialny, cały zielony, z alkową w głębi w któréj stało łóżko; trzeci bieluchny, czyściuchny dla mojéj Bini, która obok mnie sypiać miała. Zachwycenie moje było niezmierne. Skakałam i klaskałam w ręce, jak dziecko, biegając od sprzętu do sprzętu, od cacka do cacka, od jednéj rośliny wazonowéj do drugiéj; dotykałam się wszystkiego, wszystko z różnych stron oglądałam, słowem, radość moja ze ślicznego, a mego wyłącznego mieszkania, nie miała granic.
Matka moja przerwała te pensyonarskie uniesienia słowami:
— Teraz zostawiam cię u siebie. Oto masz taśmę od dzwonka, przeprowadzonego do pokoju twojéj