Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

temu najmniejsza wydarzała sposobność. Czy obrażony na mnie? ale za cóż? Czy nie chce już być ze mną w przyjaźni? pomyślałam znowu. Tymczasem kuzynek stanął za jednym z foteli, obie ręce oparł o poręcz i miał minę człowieka, który nie śmie usiąść.
— Usiądź, Franusiu! — rzekła moja babka z łagodniejszemi oczyma.
Usiadł, ale na samym brzeżku fotelu, z ciągle jednostajnie nieśmiałą miną. Coraz więcéj byłam zdziwiona. Gdzież podział się pewny siebie i pełen zręcznych ruchów układ mego kuzyna? Spojrzałam na moję matkę i zobaczyłam, że patrzyła na Franusia pełném dobroci spojrzeniem, w którém malowało się pewne współczucie.
— Jakżeś przebył podróż od nas do Rodowa? — spytała, jakby chcąc go wciągnąć w rozmowę.
— O, dziękuję cioci! bez żadnego złego wypadku — odparł Franuś i umilkł znowu, a oczy trzymał stale utkwione w dzwonek, stojący na stole.
Gdzież się podziała jego rozmowność i dowcip w odpowiedziach? przemknęła mi się myśl i znowu popatrzyłam na kuzyna, którego postawa przypominała mi bojaźliwe pensyonarki przy examinach, i wydawał mi się prawie brzydkim. Przytém zdjęła mię jakaś litość nad nim. W istocie miał minę prawdziwie wzywającą miłosierdzia.
Babki nie zwracały wcale uwagi na Franusia i zaczęły znowu rozmawiać z moją ukochaną matką. Po